Lokowany w 1570 r. Głogów Małopolski, chociaż wyposażony przez założyciela w ziemię uprawną, żeby móc funkcjonować jako osada miejska, musiał zacząć rozwijać rzemiosło, które w tego typu osadach stanowiło o dalszym jego być lub nie być. Znane jest wiele lokacji miast, które nie przetrwały fazy osadniczej ze względu na brak warsztatów rzemieślniczych. A jak to wyglądało w przypadku Głogowa Małopolskiego?
Krzysztof Głowa w dokumencie lokacyjnym wyznaczył opłatę na każdego rzemieślnika prowadzącego warsztat w mieście w wysokości pół grzywny rocznie, czyli ówczesne 24 grosze. Nie wiadomo czy do jego śmierci w 1582 r. osiedlili się tutaj jacyś rzemieślnicy. Być może przybywali pojedynczo, a może całą grupą. Jako pierwsi podatki zaczęli płacić gorzelnicy, ale działali oni bardziej pod nadzorem właścicieli, niż zgodnie ze statutami cechowymi. Dlatego pierwszeństwo w tym przypadku mają głogowscy szewcy, którzy zrzeszyli się w formę cechu już w 1598 r. Pięciu mistrzów szewskich, których nazwiska znamy z późniejszych odpisów najważniejszych dokumentów cechowych – Jakub Ćwiąkała, Wojciech Łoiek, Mikołaj Czarnotski, Jan Świecz i Antoni Przybiło, znany pod przydomkiem Kudłaty, postanowili skopiować statut szewców z Rzeszowa (niewykluczone, że sami stamtąd przybyli) i poprosili o jego zatwierdzenie wdowę po założycielu Krystynę z Paniowa.
Czym był kiedyś statut cechu rzemieślniczego? Podporządkowywał on osoby parające się danym zajęciem cechmistrzowi, niemniej każdy mistrz rzemieślniczy mógł wypowiadać się i głosować w sprawach dotyczących cechu. Przede wszystkim określał ilość warsztatów w mieście tzw. jatek. Nikomu, kto nie był zrzeszony, nie wolno było wykonywać zawodu, a jeśli mimo to podejmował się go, nazywano go partaczem od łacińskiego zwrotu ad partem, czyli „na stronie”. Zgodnie ze statutem w Głogowie miało działać szesnaście warsztatów szewskich.
Cechmistrze mieli prawo zgłaszać władzom samorządowym o wykroczeniach przeciwko przywilejom statutowym, co kończyło się zazwyczaj konfiskatą towaru i koniecznością zapłaty przez partacza kary na rzecz cechu i miasta. Ograniczenie ilości mistrzów rzemieślniczych związane było z troską o byt członków cechu, chodziło o dostosowanie się do istniejącego popytu. W ten sposób nie dopuszczano do powstania konkurencji, a przez określenie w statucie stałej jakości wytwarzanego towaru utrzymywano stabilne ceny.
Niestety, oryginał dokumentu z 1598 r. nie zachował się, jednak z późniejszych źródeł wiadomo, że w tym samym roku zostali wyzwoleni dwaj czeladnicy – Gasper Wieczorek i Wojciech Janowicz. Każde wyzwoliny były odnotowywane w księdze cechowej, po czym delikwent z odpisem w ręku ruszał w podróż po miastach i miasteczkach, aby zdobywać dodatkową wiedzę w zawodzie. Był to zwyczaj praktykowany od czasów średniowiecza. Po powrocie zasilali oni grono miejscowych mistrzów.
Kolejni właściciele włości głogowskiej po objęciu posiadłości zatwierdzali przywileje cechowe. Zachował się pergamin wystawiony przez Jerzego Sebastiana Lubomirskiego wystawiony na zamku w Łańcucie 23 sierpnia 1653 r., tuż po objęciu przez niego władzy nad Głogowem. Pergamin ów jest unikalny, gdyż bez widocznych uszkodzeń nadal przytwierdzona do niego jest pieczęć magnata. Właścicielom miasta zależało, żeby rzemiosło rozwijało się, gdyż od tego zależał również wzrost ich dochodów. Syn Lubomirskiego Hieronim Augustyn 4 września 1680 r. wydał z kolei dokument, którego fragment brzmi: „Ponieważ przymnożenie rzemieślników jest ozdobą każdego miasta i wygodą obywatelom, tedy życząc, żeby i w mieście moim Głogowie cech rzemiosła szewskiego nie ubożał w ludzi, i owszem, co dalej kwitł, do dawnych szesnastu jatek szewskich przydawam jeszcze osiem jatek do oryginalnego prawa tegoż cechu”. Widocznie zapotrzebowanie na wyroby szewców rosły i należało zwiększyć ich wyrób poprzez rozszerzenie ilości warsztatów.
Wiek XVIII to okres największego rozkwitu głogowskiego rzemiosła. Wytwarzane przez miejscowych szewców buty z wysokimi cholewami cieszyły się dużą popularnością. Kupowano je podczas targów i jarmarków. Nosiła je szlachta, mieszczanie i bogatsi chłopi. Większe ilości skupywali kupcy i rozwozili po całej Rzeczypospolitej. Kryzys rozpoczął się wraz z rozbiorami i trwał przez cały XIX wiek. Odcięcie od tradycyjnych rynków zbytu, pauperyzacja społeczeństwa, to wszystko wpłynęło na zmniejszenie popytu na towary luksusowe. Mimo to nadal wyroby głogowskich szewców były cenione. Noszono je z dumą wskazującą na to, że właściciela stać na taki zbytek. W czasie I wojny światowej rodziły pożądanie wśród rosyjskich żołnierzy często źle wyekwipowanych. Wraz z produkcją butów powstawały w Głogowie garbarnie, dzięki czemu nie trzeba było udawać się po materiał do odległych miejscowości. Kolejny kryzys nastąpił w czasie II wojny światowej, gdy Niemcy zabronili Polakom noszenia butów z wysokimi cholewami, tzw. oficerek. W tym czasie działało w mieście tylko 6 warsztatów szewskich i jeden sklep sprzedający gotowe produkty oraz garbarnia zatrudniająca 12 osób.
Po wojnie władze komunistyczne zaczęły zwalczać prywatną inicjatywę. Głogowscy szewcy chcąc ratować swoje miejsca pracy zrzeszyli się w spółdzielnię. W zapomnienie poszedł statut i wszelkie przywileje. Zależało im jedynie na utrzymaniu warsztatów dziedziczonych od pokoleń. Po kilku latach głogowska spółdzielnia została wchłonięta przez rzeszowską, znacznie większą. Później ruszyła produkcja fabryczna. Nieliczne małe warsztaty szewskie stały się reliktami przeszłości. Na zawsze odszedł zawód, który przez 350 lat królował w głogowskim rzemiośle.
Robert Borkowski